literature

Iwan Poszukiwany - cz. I

Deviation Actions

Elbaf's avatar
By
Published:
4.6K Views

Literature Text

Popołudniowe słońce wpadało  przez okna niewielkiego, podwarszawskiego mieszkania, niewyróżniającego się niczym szczególnym. Ot, zwykłe, 3-pokojowe mieszkanie mogące należeć do kogokolwiek. W tej chwili jednak gospodarzem był Feliks Łukasiewicz, dla postronnego obserwatora młody student, zapewne początkujący, nie zdający sobie sprawy z trudności akademickiego stylu życia w stolicy. W tej wypowiedzi znajduje się jednak błąd. Ów mężczyzna nie był młody, był również zapewne jednym z pierwszych studentów w historii kraju – więc nawet, jeśli to nie on wymyślił „kanapkę studencką", to zapewne komuś ten pomysł podpowiedział. A gdyby  jakiś rozpieszczony studenciak narzekał przy nim na swą ciężką dolę, Feliks natychmiast złamałby mu nos.
Nie był  bowiem tak naprawdę człowiekiem, a jedynie antropomorficzną personifikacją Polski. Każdy naród miał kogoś takiego, swą duszę odzwierciadlającą wszystkie jego wady i zalety.
Obecnie kłócił się ze swoim przyjacielem Torisem Lorinaitisem, duszą Litwy. Od kiedy doprowadzono do bankructwa ich wspólnego „przedsiębiorstwa", stosunki między tą dwójką znacznie się oziębiły. Zresztą Feliks ostatnio kłócił się ze wszystkimi, no, może oprócz przyjaciółki, Erzsebet, do której w tajemnicy smalił cholewki. Ale cóż, wiadomo, Polak – Węgier dwa bratanki, więc dziwne by było, gdyby akurat oni żarli się między sobą.
Spotkanie z Torisem było sztywne aż do bólu i jedynie lejący się litrami alkohol pozwalał na jako-takie niesienie atmosfery. W celu łagodzenia stosunków Feliks nie postawił na stole swego ulubionego Pana Tadeusza, gdyż wówczas zaczynali kłócić się o Mickiewicza. Na stole w kuchni Polski piętrzyły się więc butelki po Żubrówce i Dębowej, ale również flaszki litewskiego miodu, gdyż gość nie chciał się okazać gorszy. Między ich dwójką wznosiły się więc mury – nie tylko mentalne, ale również szklane.
Proszę cię po raz enty! - krzyknął Feliks , ze złości zrzucając butelki na podłogę, gdzie leżały obok wielu kolejnych  - Nie możesz odmawiać Polakom prawa do kultywowania swej odrębności!
- Jeśli im się nie podoba, niech wyjadą – mruknął Toris, wzruszając ramionami – kto  ich zapraszał?
- Jak to?! Osiedlili się tam, jeszcze za czasów unii!
- Mam nieco inne zdanie w tej sprawie – Litwa puścił Polsce lodowate spojrzenie swych błękitnych oczu spod gęstych, brązowych włosów
Feliks westchnął – obawiał się tego tematu. Sprawa Wilna do dzisiaj kładła się grubym cieniem na ich stosunki. Kiedy oboje wyzwolili się z okowów, myślał, że wszystko będą robić razem. Niestety, Toris chciał pójść swoją drogą, Feliks postanowił więc przyłączyć polskojęzyczne tereny do siebie. Uczynił to jednak jak agresor, upodabniając się tym samym do Iwana. Nie był to zbyt doby pomysł
-Przecież, totalnie, przeprosiłem! - krzyknął – Nie mścij się już!
-Nic takiego nie robię – Toris uśmiechnął się drwiąco – przypomnij sobie rusyfikację. Mój szef nie zabrania Polakom używania języka w miejscach publicznych, macie swoje szkoły. Czego więcej potrzeba do szczęścia?
-No nie wiem. Może polskojęzycznych tablic i pisowni nazwisk? Albo nie wtrącania się władzy w sprawy szkół dla mniejszości narodowych?
-Czepiasz się szczegółów – stwierdził Litwa, nalewając sobie Żubrówki, z ciekawości zapijając ją Dębową. Efekt był tak silny, że omal nie zwalił się pod stół – rozkasłał się straszliwie, rozpryskując po blacie krople alkoholu.
Nagle rozległy się piski drapieżnego ptaka i odgłos skrobania szponami o szybę.
- Czesio wrócił ze spacerku! - ucieszył się Feliks , otwierając okno w celu wpuszczenia swojego „zwierzątka". Wtedy też do mieszkania wleciał biały orzeł, zataczając pod sufitem kręgi z radosnym krzykiem.
-Ciągle wypuszczasz go na polowania, nie boisz się, że ludzie coś pomyślą? - mruknął z zazdrością Toris, gdyż sam nie posiadał własnego pupilka.
-Gdzie tam! - Feliks wzruszył ramionami – Ludzie wierzą tylko w to co ich zdaniem jest możliwe... przynajmniej tu, w centrum, bo na takich Kresach... to znaczy Lubelszczyźnie, to jest już z tym różnie – poprawił się, z bólem przypominając sobie o utracie najbardziej polskich terenów prawie 70 lat wcześniej.
Należy tu wyjaśnić pewną rzecz. Otóż dusze tych krajów, które miały szczęście mieć w godle zwierzę, najczęściej naprawdę je posiadały – Jednak w przypadku chociażby Iwana, który miał w herbie orła dwugłowego, nie sprawdzało się to – jego pupilkiem był znany ze swej krwiożerczości czarny orzeł Dmitrij, posiadający tylko jedną głowę.
-Czy ty czasem znowu nie stołowałeś w Kampinoskiej? - Feliks pogroził łagodnie palcem, a Czesio z udawaną skruchą spuścił głowę – To Park Narodowy!
- Irrk! - zaprotestował orzeł
- Tak, tak, ja reprezentuję naród, a ty jesteś moim uroczym zwierzątkiem! - Z czułością pogłaskał go pod dziobem – Ale nas też coś obowiązuje. Ja uczciwie pracuję, a mógłbym totalnie sobie wyczarowywać potrzebne rzeczy.
- Irrk! - zauważył Czesio
- Tak, ale ta wódka to w słusznej sprawie – Feliks zmarszczył brwi – chodzi o Polaków. Trzeba zmiękczyć nieco tego Boćwiniarza!
Nigdy ci się nie uda – stwierdził złośliwie Toris – jestem nieugięty!
- Naprawdę? A co powiesz na to? – Feliks uśmiechnął się stawiając na stole kamienny dzban, z jakiego już nie raz sobie polewali... za starych dobrych czasów.
- Drink Obojga Narodów? - spytał ucieszony Toris, nagle zapominając o całej złości – nie wiedziałem że jeszcze jakiś został! Myślałem żeśmy już wszystko razem osuszyli!
- Trochę się uchowało, ale nie wiem czy po tylu latach będzie zdatny do wypicia
- E tam, alkohol nigdy się nie psuje! Pociągnę  z gwinta!
Pomimo ostrzeżeń przyjaciela pociągnął solidny łyk tylko po to, aby natychmiast wypluć go na i tak niewiarygodnie już uświniony blat. Struga alkoholu niczym zaczarowana natychmiast rozdzieliła się na wódkę i miód, po czym znów wpłynęła do dzbana.
- Co to ma znaczyć?! - Spytał zszokowany  - przecież alkohol się tak nie zachowuje! Po zmieszaniu dwie ciecze stają się jednym ciałem, w dodatku jeśli kilkaset lat razem fermentowały
- Podobne do nas, nie uważasz? - mruknął smutnie Feliks – połączyliśmy się, fermentowaliśmy wspólnie ponad 200 lat, a potem generalnie się rozeszliśmy.
-Tak. Ale to była dobra decyzja dla nas obu  - dodał niepewnie Toris-
-W istocie. Nie bylibyśmy w stanie uciągnąć razem po odbudowie.
-Z pewnością.

Dwaj przyjaciele przez chwilę wpatrywali się smutno w stary dzban, unikając swojego wzroku.
W tym momencie  rozległ się przejmujący hałas , jakby ktoś z całej siły gwizdnął w rury. Było to jednak słyszane tylko dla nich – oznaczało nadzwyczajne zebranie personifikacji narodów.  I rzeczywiście, w parę sekund po tym usłyszeli głos,  z silnym niemieckim akcentem
„Zebranie nadzwyczajne! Na szczycie Pałacu Kultury za 10 minut!", po czym rozmówca się rozłączył.
- Co to ma znaczyć?- Mruknął Toris – Ludwig nas wzywa?(dziwnym trafem nienawidził duszy Niemiec, chociaż z ich dwójki to Feliks ucierpiał od niego znacznie bardziej)
- No co? – Feliks wzruszył ramionami – W zeszłym tygodniu został przewodniczącym konferencji na najbliższe 10 lat! Bardziej zastanawia mnie fakt, że zwołał zebranie u mnie. No ale nic, trzeba się przygotować.
I, zapewne z jednej strony w celu pokazania się, a z drugiej aby zirytować Ludwiga, wyjął z szafy swój ulubiony mundur z pelerynką. Był to jego oficjalny strój od ponad stu lat – wcześniej nosił się jak napoleoński legionista, a jeszcze wcześniej w kontuszu.  Toris miał pod tym względem znacznie łatwiej, jednak mniej oryginalnie -  od czasów powstania styczniowego nie nosił mundurów, a do Feliksa przyszedł już w garniturze, który kupił specjalnie na pogrzeb Stalina.  Również Czesio, będąc tak jakby „elementem" stroju reprezentacyjnego Polski musiał się odpowiednio wystroić – chociaż w jego przypadku była to jedynie złota korona, dość świeża – wszak nosił ją zaledwie 22 lata. Kiedy wszyscy byli gotowi, po prostu przeszli przez ścianę, wychodząc na plac przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie, mimo, że teoretycznie od mieszkania Feliksa do stolicy było około 40 km . Chociaż pod Pałacem było dość dużo ludzi nikt nie zwrócił uwagi na niecodzienny widok jakim było pojawienie się z powietrza dwóch studentów w staroświeckich ubraniach, o białym orle nie wspominając.
- Witaj, młodzieńcze! – zawołał z uśmiechem stary windziarz  – na dach?
- Na dach. – potwierdził Feliks wstrzymując chichot. Licząc od własnych narodzin miał już ponad 1000 lat, ale urodziny obchodził 11 listopada. Przynajmniej od niedawna, bo wcześniej Iwan perswadował mu robienie tego 22 lipca.
Winda ruszyła z taką szybkością, że Toris omal się nie przewrócił, jednak staruszek kontynuował
- Znam cię dobrze chłopcze, ale łamiesz regulamin. Wiesz, że nie można wchodzić do Pałacu ze zwierzętami… chociaż student, który znajduje jeszcze dość czasu i energii, żeby tak wytresować gołębia jak ty, zasługuje na podziw.
- Irrk?! – krzyknął Czesio z oburzeniem a Toris z trudem powstrzymał śmiech. Feliks faktycznie miał racje, że ludzie nie chcą przyjmować do wiadomości zbyt abstrakcyjnych możliwości, a hodowla gołębi była na pewno znacznie normalniejsza od hodowania białego orła.
Nie minęło specjalnie dużo czasu, kiedy winda gwałtownie zahamowała.
- No to wysiadka – zawołał windziarz, otwierając drzwi  - ruchy, ruchy!  Tacy młodzi a zachowujecie się jakbyście mieli po 1000 lat! – zaśmiał się zamykając na powrót drzwi.

Ze szczytu pałacu roztaczał się wspaniały widok na Warszawę. Gdy podeszli do barierki Torisowi zaparło dech w piersiach – ostatnio był tutaj w 89 roku, kiedy Feliks zaprosił go na wspólne świętowanie końca komunizmu. Litwa jednak na własną niepodległość musiał czekać jeszcze rok. Feliks natomiast wchodził tutaj dość często, i, pomijając socrealistyczne elementy budownictwa, był w sumie nawet wdzięczny Iwanowi za pomysł budowy takiego było-nie było podarunku. Tak zamyśleni omal nie zapomnieli po co tutaj przyszli. Szczęśliwie obok nich stanęła młoda dziewczyna – ich rówieśniczka, w węgierskim stroju ludowym. Swoje długie, czarne włosy spięła kwiatem róży.
- Piękne widoki, co nie, chłopaki? – zapytała z uśmiechem, odwracając się do nich
- Erzsebet!  - serce w  piersiach Feliksa zabiło żywiej na jej widok
- Głuptas jak zwykle - zachichotała Węgry, po czym poważniej dodała - stało się coś strasznego, nie zauważyłeś ?
- Niby o co chodzi? - spytał Polska, ale w istocie coś było nie tak. Na niemal każdym posiedzeniu  dało się wyczuć przytłaczającą woń gazu. Zawsze też na powitanie rozlegał się zimny, rosyjski głos :" zdrastwujtie kuzynie", ale dzisiaj niczego takiego nie było. Toris też to zauważył.
- Gdzie jest Iwan? - zapytał niepewnie.
- Właśnie o to chodzi. Nikt tego nie wie. ale podejdźmy na drugą stronę, Ludwig musi ustalić co z tym faktem zrobić.
I wszyscy poszli na drugi koniec tarasu. Kręciło się tam mnóstwo personifikacji z całego świata - bardzo młody Alfred - USA, pozbawiony państwa Gilbert, niegdyś Prusy a dziś Obwód Kaliningradzki i województwo Warmińsko - Mazurskie. Oprócz tego byli wszyscy - Japonia, Francja, Belgia, nawet podległe tereny takie jak Grenlandia. Brakowało tylko Iwana, który zawsze starał się być w centrum uwagi.
- Nareszcie są wszyscy - stwierdził zgryźliwie Ludwig, głaszcząc Hansa, czarnego orła - Polska i Litwa! Spóźniliście się!
- O co , totalnie, chodzi - spytał Feliks jak gdyby nigdy nic. nie chciał denerwować Niemiec, a całą konferencję wolał mieć już za sobą
- Jakbyś nie zauważył nie ma twojego drogiego kuzyna a naszego przyjaciela, Iwana Bragińskiego. Od czasu ostatniej konferencji sprzed miesiąca  nikt nie miał o nim żadnych wiadomości.
Feliks zamyślił się. W istocie, Rosja na ostatnich posiedzeniach był jakby znacznie mniej złośliwy, a przy tym jakby nieobecny. Ani jemu ani Torisowi to specjalnie nie przeszkadzało, a w dodatku nie brali tego na poważnie - już nieraz zdarzało się, że Iwan sprawiał wrażenie złamanego, przybitego życiem, ale wówczas był to jedynie sprytny wybryk. Teraz jednak musiał faktycznie mieć kłopoty. Od kiedy w 1804 roku powołano konferencje personifikacji, Iwan, będący jej członkiem już 10 lat później nigdy żadnej nie opuścił, zawsze starając się wywierać presję na inne państwa. Feliks poczuł niewielkie wyrzuty sumienia, że nie zainteresował się sprawą własnego krewniaka. Zaraz jednak zganił sam siebie. Rosja rządził nim jakieś 150 lat, a on Rosją – tylko 2. Współczucie nie zagościło więc za długo w jego sercu.
- Ktoś musi go odnaleźć – wtrącił Alfred, którego Feliks nie za bardzo lubił. Może dlatego, że Polska pomogła USA się wyzwolić, a Alfred, chociaż był ponad trzy krotnie młodszy, strasznie się szarogęsił.
- Doskonały pomysł. – Ludwig ochoczo przyznał mu rację ale Toris z Feliksem byli pewni, ze oni to wszystko wymyślili już wcześniej. – Proponuję aby w grupie poszukiwawczej znaleźli się Polska i Litwa.
- Jak to?! – wykrzyknął Toris – dlaczego niby my?
- Przez setki lat mieliście z nim do czynienia, więc najlepiej go znacie. Wierzę że dzięki temu uda się wam go odnaleźć bardzo szybko.
- Ale, generalnie, taką decyzję trzeba poddać pod głosowanie! – Feliks spróbował rozpaczliwej obrony.
- Nie ma problemu – stwierdził Alfred – Państwa i Narody! Kto jest za tym, aby to Feliks i Toris udali się na ta misję?
Podniósł się las rąk. Feliks nawet bez patrzenia widział, że jedynie Węgry, Turcja, i chyba Łotwa były temu przeciwne.
- Tak więc postanowione! – Ludwig ucieszył się wrednie – Uroczyście ogłaszam, że Feliks Łukasiewicz jako Rzeczpospolita Polska wraz z Torisem Lorinaitisem – Republiką Litwy mają udać  się w podróż, w celu odnalezienia Iwana Bragińskiego, Federację Rosyjską. Konferencję uważam za zamkniętą
I, nim ktokolwiek zdążył coś zauważyć, wszyscy zniknęli, a na dachu pozostali jedynie Feliks, Toris i Erzsebet.


***

- Nie musisz tego robić – mówiła Węgry – Porozmawiam z Ludwigiem, odkręcę to!
Stali na parkingu przed domem Polski. On i Toris pakowali się do malucha, „nieco" tylko poszerzonego
- Nic z tego! Polski honor mi nie pozwala na wycofanie się! – stwierdził dumnie
- A jak ci się coś stanie?
- Ela, przyjaźnimy  się od wczesnego dzieciństwa. Zawsze rozumieliśmy się bez słów. Wiesz jaką zasadą kieruję się w życiu, prawda?
- No… pół litra jeszcze nikomu nie zaszkodziło?
- To prawda, ale nie to
- To może…bij Moskala?
- Nieadekwatne do tej sytuacji. Miałem na myśli :" Jeszcze Polska nie zginęła!" – otworzył szeroko ręce – chociaż w sumie powinno być „ nie zginął" – mruknął niepewnie, przypominając sobie problemy jakie wynikały z przedstawiania go przez artystów jako kobietę. Do dzisiaj inne państwa się z tego śmiały.
- Oh, Feliksie, uważaj na siebie! – pożegnała go Erzsebet i, ku miłemu zaskoczeniu, pocałowała w policzek. Spąsowiał tak jak miał w zwyczaju, że dół twarzy mu się zaczerwienił, a góra zbladła.
- To było… totalnie… - wydukał z głupkowatym uśmiechem
- Chodź już, Romeo! – zaśmiał się Litwa, wołając z miejsca obok kierowcy, a z tylnego siedzenia rozległy się dziwne krzyki Czesia, które również miały być śmiechem.
- Nie martw się, będę miała oko na twój dom – zapewniła Erzsebet z uśmiechem
Ale oni już nie słyszeli. Poszerzony maluch pojechał na wschód, by dwaj przyjaciele mogli wykonać zadanie.
- No, Liciek! – Feliks wyszczerzył się, jadąc z szybkością nie osiągalną dla zwykłego malucha. – Przypominają mi się stare dobre czasy!
- Prosiłem żebyś mnie tak nie nazywał! – mruknął z wyrzutem Toris, ale w głębi serca również był szczęśliwy. – Gdzie właściwie jedziemy?
- Do Wojsławic, na Lubelszczyźnie. Mieszka tam osoba, której pomocy potrzebujemy
- Pomoże nam, mimo, że nie możemy powiedzieć mu prawdy?
- Z tym nie ma najmniejszego problemu. On dowiedział się wszystkiego już podczas wojny.

***

Na jeziorze Mamry pływała niewielka łódka. Z uwagi na deszcz siedzący tam mężczyzna był ubrany w płaszcz. Dla zabicia czasu łowił sobie ryby, ale był przy tym cały czas  spięty. Co będzie, jeśli nie przyjdzie. Albo, co gorsza, wypapla wszystko innym państwom? Trzeba tego uniknąć
Wtem na łodzi pojawiła się kolejna postać, przysiadając naprzeciwko rybaka.
- O czym chciałeś pogadać?
- Miło że przyszedłeś. – spiskowiec odetchnął z wyraźną ulgą – Nie można doprowadzić do powodzenia tej misji.
- Jaki miałbym z tego zysk?
- Kiedy Rosja będzie słaby, ty znów będziesz dominował na świecie. Nikt, nawet Chiny, nie będą mogły się z tobą mierzyć!
- Hm – rozmówca zastanowił się – pomysł dobry, ale skąd mam mieć pewność, że mnie nie zdradzisz?
- Ponieważ chcę odzyskać niepodległość – rybak wzruszył ramionami – a do tego potrzebuję osłabienia zarówno Rosji, jak i Polski
- Doskonale. Sądzę, że mogę ci zaufać. Ale jak tego dokonamy?
- W tym kraju jest mężczyzna, który może nam pomóc. I, o ile dobrze zapłacimy, uczyni to bez wahania.
- Ale co z dekonspiracją?
- Z tym nie ma najmniejszego problemu. On dowiedział się wszystkiego już podczas wojny.

***
Posterunkowy Birski był wykończony. Już dawno minął jego wiek emerytalny, ale tutaj, w Polsce B nie zawsze tego przestrzegano. Zwłaszcza, że zaczynał jako milicjant, nie chciał więc przypominać się komendzie wojewódzkiej. Jeszcze wyciągnęliby jego teczkę – wzdrygnął się na samą myśl. Oznaczałoby to koniec jego kariery, a emerytury nie dostałby ani złotówki – w dodatku czekałaby go pewnie odsiadka. Tak zamyślony, idąc poboczem gminnej drogi omal nie wpadł pod nadjeżdżającego z przeciwka malucha. Samochodu, którego wcześniej nie zauważył, zupełnie jakby pojawił się z powietrza
- Co to się dzieje – mruczał do siebie, podczas gdy samochód pojechał dalej – za grosz szacunku dla mundurowych!
Wtem został wystraszony po raz drugi  - samochód, który już dawno zniknął z pola widzenia, pojawił się tuż za nim, a kierowca opuścił szybę, zapewne w celu rozmowy.
- Dzień dobry panie władzo, czy jesteśmy w Wojsławicach? – rozmówca był młodym studentem, o długich, blond włosach. Mimo takiego wyglądu, Birskiemu coś kazało stanąć na baczność. To było coś w tych szmaragdowozielonych oczach.
- Tak jest! To znaczy…tak, jesteście – poprawił się. Nie będzie salutował studentom, i to o takim dziwnym wyglądzie. Długie włosy, blond i brązowe, wyglądały dość zwyczajnie, ale te oczy, takie przenikliwe. –Czego panowie… to znaczy, czego tu szukacie?
- Szukamy pana Jakuba Wędrowcza – Ten brązowo włosy odezwał się z przejmującym, wileńskim akcentem. – Zna go pan?
- Doskonale, od wielu lat – mruknął. Była to prawda. Od kiedy na początku lat 80 – tych objął komendę w Wojsławicach – wówczas jeszcze milicyjną, prowadził z Wędrowyczem nieustanną wojnę podjazdową. Ciągle chodziło o bimber i kłusownictwo, Jakub był jednak niekwestionowanym przywódca miejscowej ludności i znanym na cały kraj egzorcysta amatorem. W dodatku krążyła plotka, że jakoby był czarownikiem. Birski w prawdzie to nie wierzył, ale dziwnym trafem, kiedy rekwirował mu bimber, zawsze zapadał na szereg różnych chorób, a jego radiowóz przez kilka dni odmawiał posłuszeństwa. – O tej porze powinien być w knajpie, w centrum, ale tam obcym nie radzę wchodzić – ostrzegł młodzieńców
- Nie ma problemu. – stwierdził blondas – Dziękujemy, panie władzo! – zakończył , zamykając okno
Posterunkowy jeszcze przez dłuższy czas stał wyprostowany, nawet kiedy maluch zniknął z pola widzenia. Dopiero wtedy stwierdził, że coś jest nie tak
- Tak szybko nie porusza się mój radiowóz, nawet na sygnale – mruknął. Zapomniałem sprawdzić ich suszarką. Poza tym, rejestracja FŁ 966 jest dość dziwna… niby można ją kupić, ale kto wydawałby kasę na zwykłego malucha…  - wtem palnął się w czoło – ale co ja gadam, chyba się upiłem rekwirowanym bimbrem – wydawało mi się, że ten maluch poruszał się z 10 cm nad ziemią – roześmiał się nad własną głupotą. Eh, starość, nie radość. Jeszcze na tylnym siedzeniu widział białego orła. Chyba będzie musiał przebadać się psychiatrycznie.

***

W tym samym czasie Jakub Wędrowycz popijał świeżo wypędzony bimber wraz ze swoim kumplem, starym jak świat Kozakiem, Semenem Korczaszko. Jabłka tego roku udały się znakomicie, i teraz oboje raczyli się pysznym jabolkiem własnej roboty, podziwiając zachód słońca nad lessowymi  pagórkami. Jakubowi jednak wraz z mijającym dniem włosy powoli stawały dęba- wiedział, że oznacza to tylko tyle, że jakieś dziwne zdarzenie po raz kolejny zakłóci spokój niewielkiej wioski na ścianie wschodniej. Na razie jednak nie chciał się tym specjalnie przejmować.
Nagle jednak jego czujne, kłusownicze oko zauważyło jakiś obiekt na wieczornym niebie. Latał niezwykle podobnie do sokoła, ale był na niego zbyt duży, a w dodatku jakoś dziwnie znajomy.
- Kurde, Semen, albo jakaś dziwna zagrycha, albo delirium – mruknął – przypomina białego orła
- Eh, durak! – parsknął Kozak – toż to nie może być delirium, ja też to widzę!
- No to co? – egzorcysta wzruszył ramionami – pijemy to samo tak? Niektórzy po bimbrze widzą białe myszki, białe pieski albo białe ufoludki. A mi udało się wypędzić coś wyższych lotów – stwierdził z zadowoleniem, kiedy orzeł zaczął się unosić nad jego chałupą
- Ale gdyby to było delirium, ja bym widział czarnego CARSKIEGO  orła – przekonywał przyjaciela Semen – a nie polskiego.
No tak, pomimo prawie stulecia od czasu, kiedy upadła dynastia Romanowów, staruszek do dzisiaj był wobec nich lojalny. Nie wiedząc co począć, Jakub otworzył następną flaszkę, beznamiętnie patrząc jak dziwny ptak leci do centrum Wojsławic
Wtem, przed chałupą Wędrowycza pojawił się konno jego drugi kumpel, Tomasz.
- Pytają o ciebie! – krzyknął od progu.
- Wszystkich których sobie życzę widzieć, wiedzą gdzie mnie szukać – egzorcysta nie lubił obcych- A reszty nie chcę poznawać. Kto niby ma sprawę?
- Jacyś studenci, Jeden chyba z Jagiellonki, a drugi z Wilna. Obcy, ale przynajmniej jeden z nich, taki blondasek zachowuje się jakby był właścicielem tych ziem. Wita się ze wszystkimi, a ku rozpaczy ajenta polewają wszystkim darmową wódkę z własnych zapasów.
- Blondasek, wódka, zna te ziemie- mruczał – pewnie jeszcze nikt nie chce mu przyłożyć? I wszyscy śpiewają razem z nim piosenki ludowe?
- Jakbyś zgadł – Tomasz dawno przestał się dziwić Jakubowym przeczuciom – To idziesz? Już prawie przepili całą wieś!
- Jakub – mruknął z przestrachem Semen – czy to możliwe żeby to był nasz porucznik? Tyle lat po wojnie?
- Czemu nie? Mówiłem ci, ze to nie człowiek. Jeśli ma ze sobą białego orla, to wszystko jasne.
Strasznie nie chciało mu się ruszać tyłka z domu. No, ale jeśli ten ktoś rozdaje darmowy alkohol, to może być warto.

***
Księżyc już dawno wzszedł na niebo, kiedy Jakub z Semenem znaleźli się w centrum Wojsławic. Ulubiona knajpa ich dwójki trzęsła się od armii pijackich głosów, śpiewających piosenki ludowe - najczęściej przetworzone
- Płynie wódka płynie po polskiej krainie! Po polskiej krainie! - dało się słyszeć już od jakiegoś kilometra
- Co zamierzasz zrobić? - spytał Semen
- Cóż, ja, w przeciwieństwie do ciebie widziałem go jak dosłownie wyszedł z grobu. Byłem z tatkiem w Warszawie, kiedy marszałek zdobywał władzę.
- Phi! Jeśli on jest Rzecząpospolitą, to moim obowiązkiem jako carskiego oficera... - prychnął Kozak, uskakując przed lecącym w jego stronę przypadkowo rzuconym tulipanem.
- Później o tym pogadamy - Jakub uciął dywagacje, otwierając drzwi knajpy. Zobaczył oszałamiający widok - prawie cała wieś była pijana w sztok - niektórzy z trudem utrzymywali się na nogach śpiewając - inni leżeli pokotem, pochrapując. Na jednym z nielicznych ocalałych stołów stały dwa krzesła, jakby trony - Na nich siedzieli dwaj młodzieńce, również nieco zawiani, ale podający świeżą butelkę wódki każdemu kto jeszcze miał siłę wypić - nie wiadomo jednak skąd się brały, bo niewielkie plecaki przybyszów nie mogły ich pomieścić Pod sufitem latał biały orzeł, ale na niego nikt nie zwracal specjalnej uwagi.
- Hej, hej, hej sokoły, polewajcie...! - darł się Pawło Bardak, znany wioskowy konfident. Nagle rozległ się huk, i z sufitu posypały się trociny - Wędrowycz, nie mogąc znieść tego rozgardiaszu, wystrzelił z rewolweru. Straszny jęk przeszył zebranych - znali egzorcystę bardzo dobrze, i wiedzieli, ze jeżeli bierze się za broń, to lepiej wiać do domu - ci którzy jeszcze jako tako trzymali się na nogach, uchodzili wraz z resztą towarzystwa, tak, ze w knajpie pozostali już tylko Jakub, Semen i dwaj przybysze.
- No! - mruknął staruszek - Chcieliście mnie widzieć! Mówcie prędko, o co chodzi!
- Jakub! - zawołał ucieszony blondas - Kopę lat! Kiedy tośmy się ostatnio widzieli?
- Chyba nigdy - stwierdził złośliwie - nie mam do czynienia ze studentami. Znałem wprawdzie jednego, podobnego do ciebie... ale on już od dawna nie żyje!
- Ja niby nie żyję?! - Wykrzyknął Feliks, zeskakując z krzesła prosto na podłogę. zdawało się, że urósł, był bowiem wyższy od Jakuba, a sam jakby świecił ognistym blaskiem - Szeregowy Wędrowycz, baczność! Co wy za dyrdymały pleciecie?!
- Melduję posłusznie, panie poruczniku, że ostatnio to się rozstaliśmy w 1981, kiedy pan porucznik zszedł do podziemia! - zawołał egzorcysta, jednak tryumfalny uśmieszek nie zszedł z jego twarzy. Inaczej było u Semena - mimo, ze on i Jakub wielokrotnie walczyli przeciw dziwnym stworzeniom, był przerażony stając twarzą w twarz z duszą narodu polskiego. Ale przecież duszem i sercem był za caratem - miał się czego obawiać.
- Dokładnie, Wędrowycz! Spocznijcie! - wykrzyknął, po czym wrócił do normalnej postaci. Znów by niższy od egzorcysty o głowę, dziwny blask zgasł całkiem, a Feliks stracił władczy ton, którym przed chwilą zwracał się do staruszka - Cholera, poniosłem się emocjom, za dużo wypiłem! - roześmiał się niepewnie - Już w '44 powiedziałem wam żebyście mówili do mnie po imieniu. Zresztą, ktoś kto był przy moich ponownych narodzinach, w pełni na to zasługuje.
- Miło mi cię widzieć, młodzieńcze! - zaśmiał się Jakub, chowając rewolwer do kieszeni. - W sumie masz jakoby 10 razy tyle lat co ja, ale nie chce mi się specjalnie wysilać! Tu jesteśmy prości ludzie!
- Właśnie dlatego tu przybyłem. Poznajcie mojego przyjaciela - tu Polska wskazał na chwiejącego się Litwę - przyjechał razem ze mną by wypełnić zadanie
- Toris Loirinaitis - przedstawił się - Lietuva!
- Jakub Wędrowycz, egzorcysta - amator - staruszek podał mu dłoń - a to mój przyjaciel, Semen Korczaszko...
- Pozwolisz, kumplu, że sam się przedstawię: Kapitan dzikiej dywizji 15. Lejbgwardyjskiego Pułku Kozaków im. Św. Niny, Semen Omelajnowicz Korczaszko!
- Pamiętam cię - Feliks uśmiechnął się promiennie, a na jego ramieniu wylądował orzeł - nie chciałeś uwierzyć ani mi, ani Jakubowi kim jestem. Teraz wierzysz?
- Tak. Ale nadal jestem lojalny poddanym carskiej Rosji - Kozak wypiął dumnie pierś
- W porządku, my właściwie w poniekąd w tej sprawie... A bym był zapomniał - Polska uderzył się dłonią w czoło - to jest Czesio!
- Irrk! - orzeł krzyknął radośnie
- No to teraz pokrótce opowiemy po co tu jesteśmy - wtrącił Toris - bo jakoś się czuję zmęczony.
- Czekaj, czekaj, bracie Litwa - mruknął Jakub - mieliście długą drogę, opowiecie przy śniadaniu! Zapraszam was do siebie. A że jak to się mówi bez poł litra nie razbieriosz - mrugnął porozumiewawczo, potrząsając flaszką z własnym bimberkiem - może nie mam go tyle co wy, ale trud polskiego bimbrownika jest smaczniejszy niż dowolna magiczna wódeczka!
- Oto prawdziwe, patriotyczne myślenie! - zaśmiał się Feliks - dobrze, panie Jakubie! skorzystamy z pańskiego zaproszenia. O interesach pomówimy jutro
I tak, po niedługim czasie, z chałupy egzorcysty dały się słyszeć 4 pijackie głosy. Mimo, ze 2 z nich nie były do końca ludzkie, a 2 z kolei niezbyt polskie, nikomu to nie przeszkadzało - wszak, kiedy umysł jest odpowiednio pijany, to nawet diabeł z aniołem będą pić własne zdrowie.
Na Lubelszczyźnie powoli wstawał świt. Upływał też pierwszy dzień misji dwójki państw - może niezbyt ważnych w międzynarodowej polityce, ale za to takich, którym honor nakazywał doprowadzenie spraw do końca.
Witam! To moje pierwsze opowiadanie w stylu Hetali & Pilipiuka. Mam nadzieję że się Wam spodoba , chociaż domyślam się że do ideału sporo brakuje :)

Akcja dzieje się latem 2011 roku, kiedy okazuje się że zaginął Iwan "Rosja" Bragiński. W celu odnalezienia go zostaje złożona ekspedyja z Feliksa Łukasiewicza i Torisa Loirinaitisa. Pomagają im Semen Korczaszko i Jakub Wędrowycz, postacie z twórczości wielkiego pisarza, Andrzeja Pilipiuka.

Poprawka - następne części zostaną opublikowane, jeśli opinia publiczna w komentarzach wyrazi poparcie :D
Z góry przepraszam za:

Długość( ma się składać z 3 lub 4 części) mam nadzieję że fabuła to wynagrodzi
Słabe nawiązanie do znajomości Jakuba z Feliksem - zostanie wyjaśnione w innych opowiadaniach
Kiepską jakość techniczną - po naprawie kompa mogę pisać tylko z wordpada :(

Mam nadzieję że mimo to się Wam spodoba :)

Pomysły brane z Mangi hetalia i twórczości Andrzeja Pilipiuka. Motywy te nie są wykorzystywane dla osiągnięcia korzyści majątkowych, a jedynie dobrej zabawy :)

Słowniczek :


Kanapka Studencka - chleb posmarowany nożem

Boćwiniarz - Pogardliwe określenie Litwina przez Polaka. Od boćwiny, czyli buraka.

Zajęcie Wilna przez Polskę - w 1920 roku generał Lucjan Żeligowski, na czele domniemanego "buntu" a w istocie w porozumieniu z władzamy w Polsce, ogłosił utworzenie, zamieszkiwanej głównie przez Polaków Litwy Środkowej,ze stolicą w Wilnie. To państwo było tylko przykrywką do prawdziwych zamiarów, a w 1922 mieszkańcy zagłosowali za przyłączeniem do Polski. Zaowocowało to wrogimi stosunkami między Polską i Litwą w 20-leciu międzywojennym.

Wojsławice - gmina w powiacie Hrubieszków, w województwie Lubelskim. w niej i w okolicach często tozgrywa się akcja cyklu o Jakubie Wędrowyczu autorstwa Andrzeja Pilipiuka

Mamry - jezioro na Mazurach, najsłynniejsze w Polsce

To chyba tyle. jak coś jeszcze wyjaśnić - pisać :)
© 2011 - 2024 Elbaf
Comments93
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Toaofnight's avatar
Polska i Jakub Wędrowycz. Tak, to bardzo dobre połączenie.